Oszalały był. Goniący spoglądali z nieopisaną trwogą, zdawało się, że co chwila on i koń padną oba, lecz koń był godzien jeźdźca. I on się wściekał i szalał.
Z lasu wyjechawszy w pole August pędził jeszcze staj kilka, ale już ów siwy, którego tak dusił kolanami, że tchu mu wkońcu zabrakło, słaniać się począł.
Padł nareszcie. Jeźdźcy pozostali zdaleka, nie mieli czasu jeszcze dopędzić króla, gdy ten stał drżący zeskoczywszy z siodła.
Siwy podniósł ku niemu głowę, okrytą pianą ze krwią zmięszaną. Naówczas błysnęła szabla z pochew dobyta i jednym zamachem August łeb uciął ulubionemu wierzchowcowi. Było w tem coś tak dziwnie szalonego, iż zadrżeli wszyscy, bo pomyśleli, że tak samo w tej chwili człowieka by zamordował jak konia.
Widok tego strumienia krwi, którą go obryzgał od stóp do głów, uśmierzył szał nagle. August padł na ziemię, precz odrzucając szablę skrwawioną. Wtem przybiegli otaczając go niemcy i polacy.
Zdziwienie było niezmierne. August się zdawał ostygły i zębami tylko zgrzytał tak, że przytomnych dreszcze przeszły.
Nikt się odzywać nie śmiał długo. Król dyszał jeszcze, umazany krwią cały. Oczy jego błądziły dokoła nic nie wiedząc. Pflug zaczął mówić do niego, lecz nie zdawał się ani słyszeć, ni rozumieć. Nie wiedziano co począć.
Wszyscy stali, okoliwszy siedzącego na ziemi, wśród kałuży krwi, która z konia zabitego płyuęła.
Tak upłynęła chwila, jak wiek wydająca się długą. August obejrzał się przychodząc do przytomności, wzdrygnął się, otrząsł i powstać usiłował.
Naówczas Pflug z jednej strony, Jabłonowski z drugiej rękę mu podawali. Dźwignął się na nogi. Podprowadzono silnego konia, ale niemcy nastawali,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.