Między innemi, pan starosta Górski, który przez żonę był z nią skoligacony, na wspomnienie pięknej Urszuli uszy sobie zatykał i drzwi wskazywał tym, co mu się o niej mówić ważyli.
— Jabym miał panią, duszkę królewską, do mojego wprowadzić domu? i córki moje musiałyby się jej kłaniać? — wołał — żona ją szanować! a ja całować w ręce. Nigdy w świecie!
Wszelkie insynuacje, prośby, upokorzenia nie pomagały. Górski pierwszy rzucił na nią anathema, nikt nie śmiał głosu podnieść w obronie.
— Króla z jego rozpustą wszeteczną znoszę — wołał starosta — bo muszę, a Rzeczpospolita szanować mi go nakazuje. Bóg, nie ja, będzie go sądził; ale na tem dosyć, nie może mnie nic zmusić kłaniać się Urjaszowej.
Przekonawszy się, że w Polsce ani klejnotami, ani swym tytułem księżnej, ani wystawnością życia, nie potrafi sobie bezkarności uzyskać. Lubomirska w przewidywaniu upadku, którego była pewną, niestety, oglądała się już za tym, coby jej mógł Augusta zastąpić.
Łatwo go było znaleźć chyba na saskim dworze, ale i tu począwszy od kanclerza, miała zajadłych nieprzyjaciół wielu. Na przemiany więc próby zbliżenia się, to do rodziny własnej, to do obcych, nieustannie po sobie następowały.
August jednak dotąd trwał przynajmniej napozór wiernym jej. Z wielu względów piękna Urszula odpowiadała najlepiej jego wymaganiom.
Była piękną, dowcipną, łagodną, nie dokuczającą scenami zazdrości, czyniła mu honor swym dworem, życiem wystawnem i stanowiskiem, na jakiem się umiała utrzymać. Naostatek ona mu pilnowała Prymasa, który na pozór się oddawszy, pokątnie działał przeciwko niemu. Żadna też inna nie uczyniła na nim w tych czasach większego wrażenia.
I to jej nawet za dobre miał, że się dla jego spo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.