Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Biedny Witke. Po pierwszych próbach zbliżenia się do dworu z pomocą Constantiniego, zrażony tem, że mnsiał być prostem bezwiednem narzędziem w rękach kamerdynera, a przed królem ani się pokazać, ani się dać poznać nie mógł, miał wielką ochotę dać swej ambicji za wygranę i do handlu powrócić. Ale potężne machiny, gdy ich koła raz pochwycą człowieka, nie łacno mu się z nich wydostać. Szczęśliwy jeszcze gdy na miazgę nie zdruzgotany, wyrwie się na swobodę nie gdy zechce, lecz gdy go wyrzucą, jak owoc, z którego sok wyciśnięto.
Witke pokutował teraz za lekkomyślność, z jaką się rzucił dobrowolnie w ten wir intryg dworskich, które dokoła króla polskiego osnuwały. Zręczny Mazotin umiał go ocenić, nie łatwo było uczciwego i zamożnego kupca zastąpić, nie puszczał więc z rąk tego szczęśliwego nabytku. Witke nie śmiał mu się narazić zrywając z nim gwałtownie, bo wiedział jak okrutnym był i mściwym. Musiał więc służyć choć z odrazą. Używano go do Lubomirskiej, do Towiańskich, do Prymasa, w wielu wypadkach gdy szło o sprawy pieniężne, dla których bezinteresowność Witkego była rękojmią nieocenioną.
Jedyną pociechą związanego tego knpca, który na przemiany rolę niemca i polaka odgrywać musiał w interesach króla, a ten o istnieniu jego nawet nie