Towiańscy, którzy ani na chwilę nie opuszczali kardynała, cała ich rodzina aż do najdalszych powinowatych i Lubomirskich kilku, oprócz tego mnóstwo urzędników i senatorów z różnych ziem duchowieństwa, wojskowych... zalewało miasteczko i zamek w Łowiczu, tak, że przodem wysłany dworzanin ledwie się pomieszczenia dla księżnej mógł doprosić, z tem, że dwór jej i ekwipaże na miasto iść musiały. Towiańscy wiadomość o przyjeździe przyjęli prawie kwaśno. Pomódz im nie mogła w niczem, a nadaremnie wtrącać się tylko i przeszkadzać w mnogich intrygach. Ale księżna była bardzo majętną, bo mimo wystawnego nad miarę dworu zachowała się dobrze, a dobra jej dosyć przynosiły, kasztelanowa szanowała w niej dostatki... Przyjęto więc piękną Arjadnę tem otwartszemi rękami, tem serdeczniejszem współczuciem, im mniej go dla niej miano rzeczywiście.
Kardynał nie ukazał się aż u stołu... do którego Cieszyńska wystąpiła w klejnotach strojna, ubielona i umalowana, a bardzo ponętna. W tej chwili musiała nią być, aby nieokazać; że czuła swe owdowienie i rozpaczała o przyszłości.
Z powagą, czułością odegraną dobrze, ale bez zbytniego wylania się dla krewnej, przyjął ją kardynał. U stołu posadzono ją przy nim, aby mogła odpowiadać pocichu na mnogie pytania...
Kilka razy niecierpliwa próbowała coś wtrącić o Sobieskich, lecz Prymas udał, że nie słyszy i nie rozumie.
W końcu szepnął ogólnikiem zbywając ją: — Do tego jeszcze daleko!
— Gdybyś książę chciał (zwała go tak zawsze pochlebnica z tytułu księcia kościoła), mogłoby się to zbliżyć.
Prymas nic nie odpowiedział.
W ogólnej rozmowie głośnej Radziejowski nakłaniał, aby się około tronu skupiano, i ubolewał nad
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.