kolei, głęboko wybitych i wystających korzeni — te uważał za zło nieuniknione.
Co się działo z bryczką i jadącymi, nie obchodziło go wcale, byle pospieszał. Bat nie zchodził z koni.
— Z tego Niczypora — mruknął Koniuszy — dzielny kiedyś furman będzie, ale garnków mu nie można dać wozić, chyba do młyna!
Był to stary koncept na przekorę garncarzy wymyślony, który tak trafnie do woźnicy Drobisz zastosował.
A tu już ową zapowiedzianą Wólkę, która wraz z Zabłociem trzymał pan Łowczy Koperski, widać było w niewielkiem oddaleniu.
Rada Koniuszego, aby około wrót przelecieć prędko, wyborną była w zasadzie, w wykonaniu zaś przedstawiała tę trudność, iż obok wrót dworu tuż znajdowały się wisznice na pole prowadzące, a koło tych żywej duszy, coby je otworzyła, nie było.
Wisznice zaś przez Łowczego tak zbudowane były, że się proprio motu zamykały, i kto je otwierał dla przejazdu, musiał przy nich stać i trzymać aż je minął... Tym sposobem zapobiegało się otwieraniu wisznic i odwiedzinom dworskich gęsi, które studia robiły w pszenicy...
Bądź co bądź, więc przed wisznicami stanąć musieli, Niczypora zasadzić, jeden lejce wziąć w ręce i zwolna minąć owe zdradne wisznice. A tuż w lewo wznosiły się wrota do dworu, wrota paradne, z daszkiem, z furtą o trzech wschodkach do nich wiodącą, tak aby czworonogie goście ekskursyi bez pozwolenia przez nie nie robiły. Na tych wschodkach, niewłaściwie przełazem nazwanych, (gdyż przełaz jest innej budowy, o czem przy okazyi powiemy) siadywał Łowczy, gdy na gości polował.
O trzy kroki od niego, pod samym nosem trzeba było przebywać wisznice, tak że gdy chciał, mógł mijającego dwór zatrzymać.
Wszystkie te niebezpieczeństwa położenia podróżni zdala już milcząc obrachowywali. Pan Jacek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.