Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

trzebna, a młodzież się nieco wahała posunąć do panny, która obiecywała bardzo energiczną połowicę.
Ona też obchodziła się tak z młodymi jak z ulęgałkami, dawała się zbliżać, brała na spytki, dozwalała się z sobą pośmiać i poumizgać, a gdy przychodziło do konkluzyi, zawsze konkurent tchórzył.
Nie psuło jej to humoru, a piękność Basi rozwijała się, rozkwitała coraz bujniej i pokaźniej.
Wiele mając zmartwienia z synem, który w kawaleryi narodowej służąc, długi robił, w karty grał, pieniędzy siła tracił; ojciec więcej pono kochał córkę niż pana Kleta (bo imię mu Klet było). Nie potrzebujemy notować nawet, że w Wólce, choć dzierżawa długoletnia była, dworu nowego nie myślał budować Łowczy: mieszczono się w budynku tak niepokaźnym i starym, że strach do niego wnijść było.
Rudera ta w ziemię wpadła, wewnątrz jednak pootykana, poobmazywana, zabezpieczona by nie ciekło i nie wiało. Łowczemu starczyła. Izb kilka było obszernych, a z tyłu alkierzy i komor dla jejmości.
Żyło się jednak na popasie, jak w obozie, siedziało i umierało w takich domach po kraju całym, i dopiero w końcu XVIII wieku pomyślano o lepszych dworach.
Tam gdzie najazd tatarski, wojna niespodziana, co godzina mogła wygnać do lasu, a nieprzyjaciel palił i niszczył co napadł, szkoda było budować się trwale.
Łowczy krzyknąwszy: Stój! sam już szedł do bryczki.
— Panie Stefanie — wołał — jakeś poczciw! Jacek! urwipołciu jakiś, ani mi się ważcie jechać! Stać! musicie wstąpić, bo tylko co nie widać krupniczku z półgęska...
— Ale bo, strasznie nam pilno, Łowczy dobrodzieju! — zawołał Drobisz. Masłowski się gdzieś zabłąkał, u mnie klucze od owsa, nie będzie komu wydawać obroków.