szy wczorajszego gościa, który na prędce głowę sobie obwiązał.
— Asindziej tu jeszcze? — zapytał — cóż się stało?
— Zachorzałem haniebnie — odparł Jacek — szczęściem, że na dobrych trafiłem ludzi.
Rozśmiał się Mazanowski.
— Ale! — zawołał — tacy to oni dobrzy, bo jegomości za gospodę chcą obedrzeć. Znam ja ich oboje! Pogroził ręką.
— Byłbyś u mnie i lepszą gospodę miał i nic za nią nie płacił.
— Alem do niej jechać nie miał już siły — odezwał się Jacek. Radaby dusza do raju!
Mazanowski starego z krzykiem i łajaniem w las posławszy, sam znudzony się przysiadł, wódki i jajecznicy się domagając od starej Marysi.
Ta, że niegdyś na dworze Radziwiłłowskim była, i, jako szlachcianka, śmielszego w sobie ducha miała, dotrzymywała lepiej placu Mazanowskiemu niż mąż, za co też jej cierpieć nie mógł.
Rozmowa do której Jacek się mięszać nie mógł, ciągle mu na twarz rumieniec gniewu wywoływała. Mazanowski bowiem starości nie szanując, plótł co mu ślina brzydka do gęby przyniosła, a zaczepiona Maryś broniła się jak mogła.
Wiedział o jej pochodzeniu szlacheckiem Mazanowski i właśnie tem jej dopiekał, że za chłopa wyszła, jakby już w Huszczy i Tucznie szlachcica żadnego nie było...
— Ja to tylko powiem wielmożnemu panu — odparła stara — że życie mi miodem nie płynęło, a no, gdybym je znowu poczynać miała, a mój stary Antoszka chciał się ze mną żenić, poszłabym za niego drugi raz, bo mi z nim dobrze było.
Otarła łzę. Mazanowski szydził.
— Co komu do smaku! — rzekł: chciało się babie królować, dla tego pokorny wiecheć wybrała!
Z zawiązaną głową, milczący, gryząc usta do krwi, przesiedział tak na mękach Jacek aż póki szlach-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.