Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

z drugiego folwarku, konferował, a w ganku, jakby sam Pan Bóg zrządził, zaszła mu drogę Łowczyna.
Weszli z nią do izby gościnnej. Po pierwszem przywitaniu, Jacek, niedługo czekając, bo się przybycia Łowczego obawiał, do kolan się uniżył.
— Pani Łowczyno dobrodziejko — rzekł pokornie — choć niegodny waszej łaski, do niej się uciekam. Wiem to dobrze, iż mi aspirować do ręki panny Barbary nie godziłoby się, ale ją kocham wielce. Ratujże mnie w tej opresyi.
I gdy ją po rękach całował, Łowczyna prędko wstawać kazała.
— Śmierć i żona, przeznaczona — rzekła — taić nie mam co, iż wiem, jako Basia asindziejowi sprzyja. Mój stary może będzie trochę grymasił, ale go powoli uchodziemy. Bądźcie dobrej myśli.
Zaraz tedy posadziwszy Jacka przy sobie, poczęła matka pytać go o procedencyą, jak, zkąd, co?
Tu, jeśli nie kłamać było, przynajmniej prawdę obchodzić, aby jej nie tknąć. Przyznał się szczerze i otwarcie Zodorski, iż jak palec sierotą był, nie wiele o sobie wiedział, na łasce ludzi się wychował.
Wzdychała Łowczyna, widać było jednak z mowy jej, że co do szlachectwa ani o niem powątpiewała, bo naówczas trudno było przypuścić nawet, ażeby niezaszczycony klejnotem, mógł się poważyć o szlachciankę.
Nierychło Łowczy zbywszy się ekonoma, przyszedł kwaśny, bo mu ten coś złego przywiózł. Nawet w warcaby już grać nie chciał, do żony się zbliżył i przed nią swe żale rozwodził.
Wyszła i panna Barbara, która umiała zręcznie kawalera na bok odprowadzić.
— Mówiliście z matką? — zapytała.
— A jakże! — kazała mi być dobrej myśli.
Wtem przerwała żywo:
— A z tym poganinem Wysockim, coś zrobił? Z oczów mu patrzało, że przyczepki szukać będzie, jakby do mnie jakie prawo miał, a ja, choćbym do si-