powoli, bo ja gwałtem odbierać nie będę, ani ryczałtem. Prowizji mi nawet dasz pięć od sta! Żadnej ci łaski nie robię.
— Panie Koniuszy! — krzyknął Jacek łamiąc ręce — a czem że ja na to zasłużyłem?
— Nie potrzeba się było zasługiwać — rzekł stary. — Ręka rękę myje, dla mnie to dogodnie. Powiadam ci, w kuferku je trzymając, choć zamczysty, niepokój taki, że sobie rady dać trudno. Uchowaj Boże ognia! uchowaj złodzieja! Dalej szlachta, co ma taki nos, że talar przez piątą skórę poczuje, panowie goli — wszystko to się umizga do sepecika... Człek się zbędzie... Panu Bogu podziękuje.
Słuchał tego wykładu Zadorski i nie wiedział co już mówić; poszedł go w kolana całować, a z pieniędzy się wymawiać, Drobisz i słuchać nie chciał.
— Musisz wziąść — dokończył. — U nas biednej szlachty jest ta maxyma od wieków, że my jedna krew, jeden ród i żeśmy szczególniej zubożałym swojakom pomagać powinni.
Czuł Jacek, że z tego tytułu wcale do pomocy prawa nie miał, ale jakże się miał z tem zdradzić? Drobisz nie uspokoił się, aż owych bitych talarów nie odniósł i nie wziął skryptu.
— I żebyś mi o tem nikomu słowa nie pisnął — dodał — bo mnie wezmą za kapitalistę i spokoju nie będę miał.
Wielki tedy kamień spadł z serca Jackowi, który zaraz o ekwipowaniu się myśleć zaczął. Lecz nie mógł tego przenieść na sobie, teraz gdy już zbliżało się ożenienie, aby do rodziców się nie wykradł po błogosławieństwo i ich o wszystkiem nie zawiadomił.
Z panem sekretarzem o urlop nie potrzebował teraz bardzo się ugryzać, bo gotów był już zupełnie służbę opuścić. Długoszewski właśnie to przeczuwając, udawał, że nie rozumie o co idzie i uwolnić go się opierał.
— Cóż to acan — mówił — naprzód się nam wprosiłeś, wcisnąłeś do kancelarji, a teraz, gdy jakaś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.