Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie masz ni prawa, ni serca! Sam nie możesz być i powodem i sędzią. Skarż, gdy winien.
— A ty jakiś! — krzyczał Mazanowski już nacierając na Jacka z szablą jak wściekły.
Stary Antoszek chwiejąc się na nogach ze strachu o syna, słowa nie śmiejąc rzecz, o drzewo się oparł i płakał.
Tymczasem Mazanowski jak siedział na koniu, tak też na konnego Jacka naciskał. Oba szable mieli w rękach i sięgali ku sobie, ale konie do takiej walki nieprzywykłe, żachały się i nie dawały się im złożyć nawet, co wściekłość Mazanowskiego powiększało.
Widząc, że płazów odebranych nie pomści, szlachcic w końcu skoczył z konia z zapamiętałością wielką, a Jackowi nie było co czynić, musiał też bułanka porzucić.
Starli się tak na wązkiej drożynie, a że Mazanowski nie miał czasu pod nogi patrzeć i złość go oślepiała, ośliznął się na korzeniu sosny i chybnął gdy już płatnąć miał. Jacek korzystając z tego znowu się po chłopsku spisał, bo za kark z tyłu chwycił, zatrząsł nim strasznie, i tak trzymając go w garści, niemiłosiernie płazować zaczął. Mazanowski stracił zupełnie przytomność, wyrywał się z żelaznych rąk, ślizgał, padał, a Jacek grzmocił go a grzmocił, aż zaczął wołać.
— Pardon — niech cię jasne pioruny biją — puszczaj i idź do piekła — zbóju!
Że wśród tego szamotania się szabla była wypadła z rąk szlachcicowi, Jacek ją z ziemi podniósłszy, Mazanowskiego puścił, a puszczając pchnął tak, że padł twarzą na ziemię w błoto.
Szablę zabrawszy, nie mówiąc słowa, odstąpił jeszcze drżący cały, siadł na bułanego i stanął.
Nieszczęśliwy Antoszko, świadek struchlały tej sceny, który czuł, że się jej na nim mścić będą, z trwogi nie wiedząc co robić, konia Mazanowskiego chwycił i wstającemu a twarz z błota ocierającemu, podprowadził. Szlachcic ukarany tak za swe okrucień-