Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

A tu się okazało najlepiej, co to może niewiasta już doświadczona i we wszystkie kunszty miłośne wprawna, bo Ksawery, któremu wiele młodszych i piękniejszych stręczono, nigdy tak nie zagorzał, nie zaślepił się, nie rozmiłował, jak w tej co nie była pierwszej młodości, i twarz już miała dosyć zbabiałą, a przecież potrafiła go do tego stopnia przywiązać, że prawie dnia już bez niej wyżyć nie mógł. I okiem i słowem i uśmiechem, i śpiewką i gniewem i łaską tak nim władała, jak dobry berejter koniem, którego wodzami, głosem, piętą, ostrogą prowadzi kędy chce, i przez rów i na mur, i w ogień i w wodę.
Sam się sobie dziwował Wysocki, a nie poznawał siebie, a wyrwać się z pod panowania jej nie miał już sposobu. Wzdychał tylko do tej szczęśliwości, która go z nią spotkać miała. Prawda, że i księżna dla swej ulubienicy okazywała wielką przychylność z okazji tej konjunktury, bo naprzód całą garderobę bardzo kosztowną jej darowała, potem pensją dożywotnią obiecywała i w expektatywie zamiast gotówki na szpilki, bo tej zawsze w kasie brakło, kilkunastu chłopów na dożywocie wydzielić miała z dóbr Kodeńskich. Co się tyczy wiana, przyznała się narzeczonemu Rejentówna, że w gotowiźnie i na dwóch skryptach bardzo pewnych, miała przeszło sześć tysięcy czerwonych złotych, o których procedencji wytłumaczenie jej nie pytał. Był to owoc długich zabiegów, o których różnie prawiono, ale dzieło twórcę chwali.
Wysocki o pochodzenie dukatów ani myślał badać. Dawała mu do zrozumienia Rejentówna, że je po rodzinie w sukcesjach otrzymała.
Zbliżały się więc terminy weselne, a choć z obu stron nie wiedziano o sobie, prawie równocześnie przypaść miały...
Ksaweremu Wysockiemu, który koniecznie chciał czwórkę dla żony sprządz taką, aby się mógł nią pochwalić, licowego konia siwego brakło takiej miary i składu jak potrzebował. A był w tem wybredny, bo nie tylko maści chciał, figury w koniu, wieku, ale