P. Ksawery byłby zaszedł do swej bohdanki panny Rejentównej, ale ta razem z księżną odjechała do Warszawy, co nawet ślub jego do Wielkiej Nocy odłożyć zmusiło. Drobisz mu się uśmiechnął.
— Niechże Radziwiłłowski ów egzekutor — rzekł — ale WMość panie Skarbnikowiczu co tu porabiasz? Czy to się godziło do najazdu mu posiłkować?
— Ja? mnie? — zaśmiał się Wysocki — ale ja tylko z ciekawości przybyłem...
Stary ramionami ruszył.
— Nie było się na co wytrzeszczać — rzekł.
Potem dodał zaraz:
— Cóż waćpan w żałobie po Rejentównie?
Wysocki pokręcił wąsa.
— Co mam być w żałobie, przecież panna powróci?
— Skarbnikowicz pewnym tego jesteś — zapytał stary — bo ja, nie. Kobiety są istoty bardzo chytre i przewrotne, nie mówię tego o Rejentównie, ale tak, jeneralnie o całej płci białej. W Warszawie miała i ma panna Klarysa pretendentów wielu, nuż tam kto asindzieja ubieży.
— Ale! zaś! — zawołał Wysocki — co za przypuszczenie??
Koniuszy się śmiać począł; ale klina tem zabił okrutnego Wysockiemu, który bardzo markotny go pożegnał.
Co myślał, nie wiemy, ale nim znowu do równowagi z humorem przyszli, on i Mazanowski, musieli garniec wina kwaskowatego wypić u żyda.
Gdy się rozjeżdżali, Mazanowski się srodze odgrażał, a Wysocki zadumywał. Ciągle mu na myśl przychodziło, co powiedział Koniuszy.
— A nuż w Warszawie Rejentówna sobie kogo znajdzie?
Gdy proroctwo to na wiatr wygłosił stary Drobisz, nie było mu w głowie aby się ono sprawdzić miało; ale powiedział to w złą godzinę. W istocie zaraz po przybyciu do Warszawy, zgłosił się dawny amant panny Klarysy, właściciel teraz kamienicy,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.