Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

dzobym nie pragnął, ale ośm lat czeka moja narzeczona, a ja się z nią ożenić nie mogę, póki nobilitacyi nie otrzymam...
— Teraz cię rozumiem — odparł kanonik, i — żal mi cię. Ks. podkanclerzy wielce WMości szacuje i jest mu przychylny nie wątpię, że się do prośby przychyli, ale z nobilitacyami, których już tyle Sejm nadał, coraz ciężej, szlachta zazdrośna burczy...
Nic nie mówiąc pochylił się ku kolanom siedzącego Jacek.
— Z duszy, serca bym ci rad to uczynił — odezwał się ksiądz. Za długoletnią w kancelaryach pracę, uczciwość i zdolności należy ci się nagroda, król podpisze chętnie, ale w Sejmie...
— A ks. podkanclerzy?
Właśnie to imię wymawiał Jacek, gdy drzwi z łoskotem się otworzyły od drugiego już oświeconego pokoju i z papierem w ręku, wszedł drugi duchowny...
Jakby nadany przez niego znak innemi drzwiami, wniósł niepozornie ubrany sługa dwie świece w lichtarzach. Kanonik się podniósł, wstał p. Jacek.
Był to ks. Hugo Kołłątaj; twarz nie miła ale rozumna, czoło piękne, oczy wypukłe czarne, wyraz pewien siebie i energyi pełny. Jedwabna suknia na nim cała była zmięta i niedbale włożona, na szyi miał na w pół zasłonięty i krzywo zawieszony order św. Stanisława. Wszedłszy szybkim wzrokiem obiegł pokój do koła i zbliżył się do kanonika.
— Ks. Jezierski! na miłość Boga, oto notatka! Zrób z tego coś na co ja czasu, ani do tego talentu nie mam, coś coby było krótkie, gorące, twoim zaprawione dowcipem, coby na ulicach rozrywano, gdy Gröll wydrukuje.
— Te świstki, te świstki — dodał — które wiatr za kilka dni rozniesie, że po nich nie zostanie śladu, na razie działają jak najsilniejsze lekarstwa. Książki dużej nie ma nikt czasu czytać, wielu poważnej nie zrozumie, a Postyljona z trąbką, a Cygana z kropi-