— Tak, tak, a moją nagrodą za to będzie — dodał ks. podkanclerzy — że najzdolniejszego, najpilniejszego, najuczciwszego stracę kancelistę.
— Będę W. Excelencyi służył dopóki tylko będę potrzebnym. — odezwał się Jacek...
— Dobrze, dobrze, przygotuj-że papiery wszystkie — łagodniej rzekł ale z pośpiechem podkanclerzy, jakby się co rychlej chciał zbyć tej sprawy — wyszlachcimy cię.
— Papiery gotowe — odezwał się Jacek z wielkim trudem — ale i uwolnienie starego ojca wyrobiłem i zgodę rodziny mojej matki, szlachcianki, która mnie do herbu macierzystego przyjmuje.
— Bądź-że spokojny! wybiorę tylko chwilę, gdy posłom będzie pilno na bal, na asamble, na reduty lub na hecę, aby prawo przeszło bez opozycyi.
Skłonił się Jacek.
— Bodajeśmy tak inne nasze projekta przeprowadzić mogli — westchnął Kołłątaj. A jest ich tyle! Nowy prawie gmach budujemy i to nad głowami w nim znajdujących się ludzi.
— To też się skarżą — wtrącił ks. Jezierski — że im cegły na głowę spadają.
Rozśmiał się podkanclerzy.
— E! gdyby nie jeden pusty czerep rozbiły — zakończył — nie wielka by szkoda była.
To mówiąc wyszedł, w tejże chwili niestrudzony, Jezierski już do stołu zasiadłszy i notatkę w rękę ująwszy, zabierał się do zredagowania pisemka, które jutrzejszego wieczora już po mieście krążyć miało i odbić się może echem w obradach sejmowych.
Jacek tymczasem sposobił papier, pióra i miejsce, aby natychmiast wychodzące z pod ręki Jezierskiego arkusze na czysto przepisywać...
Zdziwi się może czytelnik, iż w tej nowej postaci znajduje kancelistę księżnej wojewodzicowej. Nie miał on w pierwszej chwili co czynić tylko uciekać musiał jak najdalej od rodzinnego kąta. Zabiegłszy ukradkiem do ojcowskiej chaty, aby ostrzedz rodzi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.