Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

iż mi będzie przyjazną. Racz pan nas oboje wziąść w opiekę.
Borusławski poprawił okulary i perukę.
— Mówże mi pan o sobie?
Drażak dobył papiery.
— One za mnie powiedzą, kto jestem. Nie mam nic oprócz mej pracy... ale gotów jestem czekać aż nią się dorobię lepszej pozycyi.
— Pan służył?
Emil wskazał świadectwa.
— A — gdyby panna Tekla — która ludziom się wydaje bogatą — nie miała nic lub tak jak nic? rzekł Borusławski.
— To wcaleby nie zmieniło położenia — odezwał się Drażak. Mam nadzieję że zastosowałaby się do mojej możności i stanu... Dla mnie byłoby to milszem, bo by nas zrównało.
Mecenas zakłopotany widocznie począł przerzucać papiery.
— Panna Tekla nie chce zostać na pensyi, gdzie ją pono swatano. Może ma słuszność — ale co począć? Pan ani domu nie masz, ani się możesz żenić teraz, zresztą nie wiemy co powiedzą ci, od których los panny zależy.
Ja dziś wieczorem przyjdę na pensyę dla pomówienia z pupilą; ułożymy coś... Co do pana — prawdziwie nie wiem... dam mu znać... a proszę abyś miał cierpliwość i panny nie kompromitując, trzymał się zdaleka.
Rozmowa w coraz poufalszym tonie, rodzaj badania, które przybrało pozór pogadanki, trwała z godzinę. W ciągu jej Borusławski kilka razy wycho-