strony — nic. Kawaler wcale nie pokaźny, pensyi dwa tysiące... nazwisko mieszczańskie... acz może szlachcic...
Ruszył ramionami.
— No — dodał — ale miał pono szczęście się podobać pannie.
Pani przerwała.
— Żebyś też Mecenas uczynił jej refleksyę... gubi się... dobrowolnie... Miała śliczną przyszłość przed sobą, z taką familią jak Rabsztyński.
— Trudno sercu nakazywać — odezwał się Borusławski, a ja — nie mam prawa żadnego przemawiać. O ile zaś wiem — osoby które los panny Tekli obchodzi, życzą sobie tylko aby była szczęśliwą w ten sposób jak sama zechce, narzucać się jej nie myślę. Między nami mówiąc, ciszej rzekł Mecenas, pan Rabsztyński wcale majątku nie ma prawie, wszystko długami okryte.
— A! zawołał Filipowicz żywo, to właśnie najszczęśliwsza okoliczność dla panny, posagiem jej spłacić długi i intabulować się na majątku... i być w nim panią.
Mecenas począł się okrutnie śmiać — to nieco Filipowicza zmieszało. Spoważniał i zaczął miarkować, że powtarzając ten argument, musiał niedorzeczność powiedzieć. Pociągnął kołnierzyki do góry, ręce pod poły założył, nogi rozstawił szeroko — i zapatrzył się na buty własne.
— Więc — kochany Mecenasie — prawdopodobnie utracimy pannę Tekle wkrótce... zapytała pani z Villamarinich.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.