Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech państwa oboje... Pan Bóg błogosławi niech Pan Bóg błogosławi, żeście litościwi nad ubogim kaleką!
Byłato jakby przepowiednia, którą Tekla posłyszawszy tak się zarumieniła, iż woalik na twarz musiała zarzucić — a żebrak wołał ciągle.
— Niech wam Bóg obojgu błogosławi na majątku, na dziatkach... i na wszystkiem.
Jawna była rzecz, że dziad ich, idących tak obok siebie, wziął za młode małżeństwo. Borusławski, który idąc posłyszał to z uśmiechem się obrócił do dziada, a potem ku pannie Tekli. Ale ona nie widziała nic, bo się strasznie zmieszała i zawstydziła.
Przeprowadziwszy panią z Villamarinich do dorożki, Mecenas pożegnał też Emila, który jak upojony powoli ulicą pociągnął ku domowi... Był to najszczęśliwszy dzień jego życia.
W restauracyi pana Rzepczaka, we dnie świąteczne i niedzielne, dawnym obyczajem, stół był zawsze trochę wykwintniejszy, i dawano jakąś przystawkę, przysmaczek... smażone rydzyki, śledzia pocztowego (extra), trochę sardynek, lub rodzaj deseru... choć deser w naszym kraju nie nabył jeszcze praw obywatelstwa. Oprócz tego bielizna w niedzielę bywała świeża i czuć ją jeszcze było tem mydłem od praczki... które poświadcza wymownie, iż przeszła operacyę oczyszczającą. Trafiało się serwetom gości, że je szkaradnie plamiono i że około czwartku podobne były do map, jakich krajów fantastycznych. Rzepczak stał przy zasadzie, żeby nie zmieniano bielizny aż rano w niedzielę. Czasami umywano w ten dzień okna,