— Dobrze — ślicznie — uderzając po kolanie ozwał się Mecenas. Mówmy teraz o ślubie — o przygotowaniach.
— W tem wszystkiem ja się zdaję na pannę Teklę i na pana. Dzisiejsze moje mieszkanie jest nędznem kawalerskiem schronieniem. Około rogatek Jerozolimskich napatrzyłem domek do najęcia o który się natychmiast umówię i postaram go umeblować.
— Czekaj pan... odezwał się Borusławski — na umeblowanie panu będzie ciężko — czekaj. Weźmiesz meble na kredyt — drogo i liche. Ja ich dostarczę, mam polecenie, skromne ale nie brzydkie i trwałe. Fortepian panna ma... Długów na Boga nie rób...
— Nie mam ich — ale gdyby...
— Żadnych — gdyby — bo nie trzeba.
Z nadzwyczajną troskliwością, najmniejszego nie zapominając szczegółu, Mecenas rozmówił się stanowczo z Drażakiem.
— Przygotowania wymagają trochę czasu — dodał w końcu — na pensyi nie chce pozostać panna Tekla. Przyjedzie tu pewna staruszka... która jej będzie dodaną do towarzystwa. Weźmie zapewne i jedną przyjaciółkę swą z pensyi — ale — ja — proszę pana... z przyciskiem rzekł Borusławski, abyś zbyt często u narzeczonej nie bywał — szanować ją powinieneś.
Emil się zczerwienił.
— Panie Mecenasie — rzekł. — Ta przestroga była prawie zbyteczną — kocham ją bardzo, kocham pierwszą miłością młodzieńczą — ale dla tego że ją kocham...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.