Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

mamy serce rodzicielskie. Trafia się partya nadzwyczajna.
Mecenas milczał, Filipowicz korzystając z tego, niezmiernie pośpiesznie pędził dalej.
— Niepotrzeba nam tego mówić, panie mecenasie dobrodzieju — mnie i mojej żonie, która ma tak bystre pojęcie jak rzadko — że panna Tekla niby to Sierocińska — musi być też pochodzenia wysokiego, nie wchodząc z jakiej ręki jak się zowie... Widząc, co na nią łożą, jak jest utrzymaną kosztownie... łatwo się tego domyśleć... nawet na pensyi powszechnie wszyscy ją zowią księżniczką i tak się to utarło...
— Ale to bardzo źle! — przerwał Mecenas.
— A rozumie się, iż tego moja żona nie pochwala i nie dopuszcza — ale koleżanki, guwernantki — to znowu trudno — jak się zowie — nosy mają... otóż...
Mecenas wstał nagle, znudzony paplaniną; obejrzał się na zegar z flegmą rzekł do Filipowicza:
— Prosiłbym profesora, ażeby o żadnych amorach i projektach więcej mowy nie było... i żeby panny Tekli nie psuto dziwacznemi domysłami i przezwiskami. Do tych co mi ją powierzyli odniosę się — ale — uprzedzam, że być bardzo może, iż będziemy musieli odebrać ją z pensyi.
Profesor już uchwycił za rękę Mecenasa, ale ten mu nie dał mówić, i ciągnął dalej powoli.
— Pan to wiesz dobrze, iż dłużej zatrzymując na pensyi powierzoną mi pupilę, spełniłem wolę tych, co się jej losem zajmują. Życzyli oni sobie, aby się przysposobiła do stanu nauczycielskiego.