Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

kto jestem... zobaczęż, dowiem się...? odezwała się cicho.
— Nie domagaj się tego, moja panno Teklo — odezwał się Mecenas — dla twojego własnego szczęścia to nie może być jeszcze teraz — nie może... Zostaw to przyszłości, wierz że w chwili gdy ci, co cię kochają, będą mogli cię o tem przekonać — to się stanie.
Tekla westchnęła.
— Wieczne ciemności — zawsze ta straszna tajemnica!
— Dla twojego szczęścia — panno Teklo kochana — rzekł Mecenas. Pragnąłbym twemu słusznemu życzeniu zadość uczynić — ale — Bóg widzi — jestem związany słowem — nie mogę.
I wnet zwracając rozmowę — Mecenas dobył papiery, potem z kieszeni podarki dla domowych i pieniądze. Tego wieczora wszystko być miało skończone.
Zdawało się z tego co przynosił z sobą, że wszyscy powinni byli być zaspokojeni.
— Chodźmy, rzekł — zdawszy część do rąk pupili — ja muszę kończyć rachunki i wracać do domu — i dać znać pani Żywaczyńskiej.
— A! panie — ale któż jest ta pani?
— Dobra, miła staruszka, która ma tylko poleconem, panience pomagać i do czasu drzwi przed panem Emilem zamykać.
Tekla się zarumieniła, Borusławski szedł z nią do salonu.