gościa, który nie tylko miał pozwolenie przybycia, ale był nawet proszony.
Tym był — jak domyśleć się łatwo — pan Emil Drażak, przynoszący z wesołą i rozpromienioną twarzą jeszcze jeden bukiet. Przywitano go milcząco ale serdecznie, po twarzach wszystkich przytomnych poznać było można uczucia, jakich doznawali. Do radości mieszała się nieopisana jakaś obawa, znajdowali się w położeniu tak dla siebie nowem, tak niemal uroczystem, bo zwiastującem nową życia epokę, iż nawet Mecenas, chłodny zwykle, teraz widocznie był poruszony. Panna Tekla drżąca, miała na oczach łzy — Marysia chodziła pomieszana — jedna staruszka czuła się tembardziej w obowiązku rozweselenia swych gości i dodawania im otuchy. Ale jej szczebiotanie serdeczne, żadnego nie uczyniło wrażenia.
Pokazywała coś ciągle nowego o czem Mecenas pomyślał, co mogło pannie Tekli uczynić przyjemność a przydać się na nowe gospodarstwo.
Dla panny Marysi też był przysposobiony pokoik oddzielny, bo miała opuszczając dawną pensyę i zostając z przyjaciółką, zdać egzamina w innym instytucie, gdzie jej Mecenas przyrzekł być pomocą do uzyskania patentu.
Całe życie spędziwszy z obcemi i w gościnie, po raz pierwszy sierota znajdowała się jakby w domu własnym, u siebie i doznawała dziwnego uczucia. Czegoś jej w nim brakło — kogoś niedostawało! macierzyńskiego uścisku.... rodzicielskiej miłości. Mimowolnie przed oczyma jej stawali ci tajemniczy rodzice — ten jakiś nieznany ich dom — te niedości-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.