— Ponieważ to parafia Dominikanów, wtrącił Mecenas, ślub się odbędzie w ich kościele...
Uderzyło Teklę, ze ten kościół zawsze w jej życiu, tak ważną odgrywał rolę — nic jednak nie odpowiedziała — z kościoła prosto, mieli państwo młodzi udać się do nowego pomieszkania, które Drażak już najął zawczasu.
Za świadków postanowiono prosić państwa Filipowiczów, a Emil ze swej strony, nie mając nikogo bliższego, miał wezwać Radzcę Hustakiewicza i profesora Dygalskiego. Drużką jedna miała być naturalnie Marysia, drugą z pensyi także przyjaciołka...
Gdy sami zostali, Borusławski dodał po namyśle:
— Niech się panna Tekla nie dziwi gdy jej objawię trochę dziwaczne życzenie osoby — która ma prawo wymagać od niej pewnej powolności... za to wszystko co czyniła i czyni.
— Zrobię, co mi tylko każecie... szybko odparła Tekla.
— Choćby to było i trochę niemiłem do spełnienia? spytał Borusławski.
— Ale mów pan, proszę — spełnię rozkaz z obowiązku jakikolwiek on będzie.
— Oto, życzę sobie — odezwał się Mecenas — abyś panna Tekla do ślubu szła pieszo. Nie jest to daleko do kościoła, a, kazano mi ją prosić, abyś, po drodze, wedle starego polskiego obyczaju, prosiła wszystkie osoby jakie tylko spotkasz, o błogosławieństwo... nie wyjmując nikogo...
Nikogo, powtórzył Mecenas z przyciskiem.
— Ale, w ulicy, panie Mecenasie — odezwała się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.