nowe, z których jednak wiele pierzchało. Bliżej już Dominikanów, średniego wieku pani idącej z kamerdynerem, zastąpiono też... w początku nie mogła zrozumieć o co chodziło, potem cicho jakoś, i ze wzruszeniem wielkiem dała pannie Tekli swe błogosławieństwo i uścisk w dodatku. Oczy Marysi ze szczególną bacznością zwróciły się na piękną, arystokratyczną postać nieznajomej, która z widocznem uczuciem odeszła od Tekli.
U samych prawie wrót kościoła znalazł się dziwacznie ubrany jegomość w popielatym staroświeckim fraku i jasnym kapeluszu, który zamiast błogosławieństwa zaczął prawić komplementa.
Był to emeryt artysta teatralny, człek wesoły, który korzystając z okoliczności, przyłączył się do ślubnego orszaku.
Najsmutniejszy jednak obowiązek czekał pannę młodą we drzwiach kościelnych, w których mnóstwo siedziało żebraków zabrukanych i odrażających. Panna Tekla byłaby może zapomniała o danem słowie i pominęła ich nie licząc za ludzi, gdyby Mecenas idący obok nie przypomniał jej, że ci mieli prawo błogosławienia sierocie. Zarazem też w rękę jej wcisnął Borusławski kilkanaście przygotowanych złotówek, aby niemi tych błogosławiących obdarzyć mogła. W orszaku panny młodej osoby niektóre szczególniej pani z Villamarinich i sam Filipowicz, oponować chciały przeciwko temu kłanianiu się dziadom ale Mecenas wstrzymał zapędy... i panna Tekla poszła po kolei babkom i żebrakom uchylić czoło. Zapewne nie po raz pierwszy musiało się to trafiać biedakom (bo i do chrztu częstokroć u nas używano dziadów), babki
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.