Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

i pani z Villamarinich a nawet administrator, praktykujący oszczędność w domu, znajdowali — że można było w dzień wesela zebrać się na wspanialszą wieczerzę i cukry.
Marysia tego dnia rozstając się z przyjaciółką gdyż miała do ojca powrócić i zamieszkać u niego do wesela — była bardzo smutną, choć Borusławski nie opuszczał jej na chwilę.
Filipowicz jedną rękę tylko tego dnia trzymający pod frakiem, gdyż na drugiej błyszczał pierścień z którym czuł potrzebę się popisać — pocichu szepnął dostojnej małżonce, że w ulicy przed kościołem dostrzegł Ciocię Baronowę i jej siostrzeńca pana Rabsztyńskiego, przypatrujących się zdala złośliwemi oczyma, państwu młodym.
Nieszczęśliwemu Rabsztyńskiemu tak się nie wiodło, że już od chwili jak go odprawiła panna Tekla, dwie inne panny posażne, wyzuły się z nadziei opłacenia długów i utrzymania się przy ziemi przodków... przyszłość na bruku coraz dobitniej ukazywała się na horyzoncie.
Pięć lat upłynęło od opisanych wypadków, w mieszkaniu za rogatką Jerozolimską, śmiały się dwie rumiane tłuściuchne twarzyczki Edzia i Misi.
Emil miał już znaczniejszą daleko pensyę i wyższe stanowisko, Tekla była szczęśliwszą — a zawsze jednak owa tajemnica nie przebita osłaniała jej pochodzenie. Nie wspominała już o niej, aby chmurą nie powlekać czoła mężowskiego, bo i Emil, dla żony szczególniej, bolał nad tem. Starali się nieraz oboje wymódz na Mecenasie aby im odkrył sekret który on