Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdrowa, dziękuję pani — została w domu... Przybyłem za interesem. Jest pan Emil?
— Emila nie ma wróci chyba późno — mają jakąś rewizyę kas i rachunków...
— Czy interes do Emila? dołożyła po chwili zdziwiona nieco Tekla...
— Interes — a! zaraz powiem... (to mówiąc niespokojnie spojrzał Mecenas na zegarek), odpraw pani dzieci — mamy do pomówienia z sobą.
Borusławskiego postać i mowa mogły prawie przestraszyć, tak był poruszony. Wszedłszy do saloniku siadł na kanapie, ujął za rękę panią Emilową, spojrzał czule na nią... i odezwał się z pewnem wahaniem.
— Przybyłem do pani! Racz mnie posłuchać z uwagą, mam jej do opowiedzenia wiele, a czas jest bardzo krótki.
— Mów pan, proszę — cicho odezwała się Tekla.
— Miej pani męztwo — dodał Mecenas — a słuchaj mnie z uwagą.
Chwilę podparłszy się milczał, namyślając i rozpoczął powoli, jakby długo ważone i układane opowiadanie.
— Słyszałaś pani zapewne, że młodość moja nie zbiegła mi na pracy prawniczej, że żyłem długo na wsi, miałem znaczny majątek, straciłem go wesoło, i gdy mi tak jak nic nie zostawało, wróciłem na drogę lepszą, na którą żem wpadł dziękuję Opatrzności, co mnie na nią przez manowce zaprowadziła.
W tych to czasach, sąsiadem moim o miedzę był pan Cześnikowicz Zaleski, wielki mój przyjaciel, u którego niemal codziennie bywałem. Najznaczniejszy