Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Borusławski prawie gwałtem musiał ją odciągnąć od ciała — i wyprowadził z izby, w której oddychać nie można było dłużej.
Wyszedłszy na dziedziniec płakała jeszcze Tekla... z zapewnieniem że wszystko co potrzebnem będzie do pogrzebu, Mecenas obmyśli.
Nie mogąc ją opuścić samą, Borusławski siadł z nią do powozu. Widok ojca, śmierć jego, pojęcie ofiary jaką dla niej czynił — zmieniło usposobienie Tekli. Z odwagą zapatrywała się na tę tajemnicę którą wprzódy ukrywać chciała.
Borusławski prosił ją aby spoczęła u Marysi, odmówiła mu dziękując:
— Jedźmy do domu rzekła — Emil musiał już powrócić — nie mogę, nie powinnam tego taić przed nim. Mam ufność w jego charakterze, sekretów dla niego mieć nie chcę i nie mogę. Powinniśmy oboje, z dziećmi iść za jego trumną.
To mówiac złożyła ręce.
— Mecenasie, opiekunie mój drogi, ty coś mu był jedyną w życiu pociechą... uczyń to dla mnie... niech pogrzeb nie będzie żebraczy, niech będzie bogaty, niech będzie wspaniały. On zasłużył na to...
Borusławski zgadzał się na wszystko.
Z niecierpliwością wyglądała Tekla przybycia do domu, gdzie spodziewała się zastać męża — pilno jej było powiedzieć mu wszystko.
W istocie Emil od półgodziny wrócił był z biura i zdziwiony tem że żony nie zastał, dowiedziawszy się że z Mecenasem pojechała, tłomaczył to sobie jakimś kaprysikiem Marysi.
Bawił się z dziećmi, gdy drzwi się otworzyły,