Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie darmo wszakże ma się lat dwadzieścia kilka! Młodości niepodobna utopić nawet w głębinach takiego słownika jak Marerego i Bayla!! Emil musiał czasem odpoczywać i oknem wyglądać. Naprzeciw była pensya pani z Villamarinich wdowy Montant, secundo voto Filipowiczowej. Wprawdzie okna jej sztorami były pozasłaniane, a gdy się otwierały, pannom dorastającym surowo zakazanem było wyglądać w ulicę; ale — z jednego okna pokazywała się twarzyczka świeża, okolona włosami jasnemi, ładna, zamyślona, smutnawa. Oczy tej twarzyczki czasem, z roztargnienia zapewne, zwracały się ku oknu trzeciego piętra... a wejrzenie Emila ciekawie śledziło owo oblicze w złotych ramach włosów.
Zrazu gdy się wejrzenia spotykały, natychmiast właściciel i właścicielka ich, pierzchali... Panna pilnie czytała... Emil chodził z grubemi książkami po swoim pokoju, i tylko w pewnych danych chwilach ukazywał się w oknie. Zwolna jednak oswoiły się niebieskie oczy z ciemnemi, a ciemne z niebieskiemi, tak że się już siebie bać przestały, owszem spotykały się spokojnie, jak dobrzy starzy znajomi... ledwie bym nie powiedział że się witały.
Dalsza historya oczów pierwszego piętra i wejrzeń trzeciego nie jest nam bliżej znaną — i nikomu też w świecie nie była wiadomą. Tylko przyjaciółka panny Tekli poczciwa Maryanna Rzepczakówna zobaczywszy raz przypadkiem w oknie pana Emila, z wielkim zapałem napaplała o nim ogromnie wiele swej Tekluni. Córka restauratora, u którego Drażak się stołował, choć się w nim może nie kochała, miała dlań sympatyę, szacunek, uwielbienie nadzwyczajne...