Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

w ogóle gość nie zabawny, milczący, nie dający się niczem ożywić, wnoszący z sobą jakby chłód jakiś, który go owiewał. Szanowano go, ale się razem obawiano.
Pokój w którym się odbywały konferencye z klijentami — był nadzwyczaj niewykwintnie urządzony. W pośrodku stół zielonem suknem okryty, z tem co potrzeba do pisania — kanapa czarnym włosieniem wybita, takichże sześć krzeseł, fotel, dwie szafy z książkami i zegar niepoczesny... firanki zapylone, obicie szare i okopciałe, czyniły go nad wyraz wszelki smutnym.
Ci co tu wchodzili, mogli mieć przedsmak wrażeń, jakie każdy proces i procedura z sobą niesie. Dodawszy na tle takiem postać szanownego gospodarza, surową, wystygłą i onieśmielającą — nie trzeba się było dziwić, że każdy ztąd wynosił tęskne jakieś przeczucia. A było w charakterze Mecenasa, że klijentów, wprawdzie nie zastraszając — nigdy im nie czynił zbytnie świetnych nadziei. Wskazywał trudności, odkrywał wątpliwości — obiecywał mało. Mimo to sprawy, których się podejmował, gdyż były i takie, których podjąć się nie ofiarował — wszystkie niemal szły szczęśliwie. Słynny był z tego iż żadnej prawie nie przegrał. Nadzwyczaj bystro sięgał do dna każdego interesu, umiał z gmatwaniny dobyć jądro jego i przedstawić jasno. Wzywanym też bywał często i do porady, gdy zawikłaną sprawę należało rozplątać i uprościć.
O godzinie jedenastej rano pan Borusławski siedział sam jeden, nad kilką foljantami jakiemiś, robiąc