rękę na sercu, ona na czole... Trzymała raz kwiatek w ustach... i pan Emil o mroku podsunął się na trotuar, a kwiatek jakoś spadł mu na ręce i on go ucałował. Widziała to i uciekła. Marysia słuchała chciwie, musiała poprzysiądz tajemnicę, i zaręczyć, że nawet sama o tem zapomni. Potem zakazem jej było zbliżać się do Emila, zaczepiać go... mówić z nim, wywoływać... jakieś stosunki, wszystko to Marysia przyrzekła, ale co myślała — niepodobna było odgadnąć. Czasem miewała śmiech ironiczny jakiś...
W kilka dni potem Marysia wiedziała pierwsza i pobiegła o tem dać znać przyjaciółce, że pan Emil poznajomił się z profesorem, że Filipowicz pod niebiosa go wynosił, i że było niejakie podobieństwo do — przypuszczenia pana Emila do dawanie geografji w niższych klasach... Tekla rozumiała równie dobrze jak Rzepczakówna, do czego to zmierzało. Rumieniła się mocno i mówiła, że się nadzwyczaj lęka.
— Czego bo ty się masz bać! odparła Marysia — gdybym ja była na twojem miejscu! o! o! ręczę ci inaczej by i żwawiej rzeczy poszły... Zmusiłabym go do oświadczenia się, potem napisała do Mecenasa — i uparła przy swojem... i postawiła na tem... Borusławski poczciwy wziąłby cię w protekcyą.
— Cicho! cicho! co pleciesz! co pleciesz! zamykała jej usta rumieniąc się panna Tekla. Proszęż cię... już nie mówmy o tem...
Po czwartej czy piątej buteleczce porteru i szklance ponczu... na które Filipowicz narażał się nieoględnie — pan Emil został wprowadzony jako bezpłatny (dla wprawy własnej) nauczyciel geografji klas niższych — i — w wynagrodzeniu dostał zaproszenia na wie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.