Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

znajomy. Jeżeli gościa chciał uczcić Rzepczak, przychodził doń na rozmowę i zagadywał się chętnie. Humor miał wesoły. Do przymiotów należało i to że — kredytował chętnie i długo. Tracił na tem czasami, ale miał za zasadę ufać ludziom, dobierał twarze które mu się podobały, do tych się zbliżał, a inne omijał milczący, i tym, choć nie mówił, dawał do zrozumienia żeby byli regularnemi. Codziennie tu w jednych godzinach zgromadzając się między sobą się też znali i składali rodzaj bractwa, które poufale u pana Rzepczaka gospodarzyło.
Czasem ktoś odezwał się z żądaniem jakiejś potrawy, a rzadko gospodarz jej odmówił, jeżeli mu była przystępną. Szczególniej sławne tu były barszczyki zabielane, kapuśniaczki, bigosy, sztuka mięsa z kwiatkiem i baranina z nieuchronnym czosnkiem.
Wyziewy tych potraw, mogły głodnemu czasem sprawić przyjemność, ale w poobiednich godzinach złączone z dymem złych cygar i wonią naprzeciw będącego w szynczku, składały atmosferę nie zbyt przyjemną.
Za restauracyą miał izdebkę swą gospodarz, która służyła mu za sypialnię, biuro, skład i po części śpiżarnie kosztowniejszych zapasów. Za tą znajdowała się jeszcze mniejsza Marysi, w której ledwie obrócić się było można, ale też ona, oprócz wieczora mało w niej siedziała.
Jednego dnia wcześniej jakoś przyszedłszy z pensyi, zdawała się na coś czatować, kilka razy przeze drzwi wyglądając. Ojciec zląkłszy się czy się jej co nie stało, poszedł niespokojny zapytać.