szem, nie było, zaniesiony manifest, dziecięciu urodzonemu kondycij jego i do dóbr macierzystych przyjęcia zaprzeczył. Nie dość na tem, książe pan zaprzysiągł się dziecię ze świata zgładzić.
Na dworze, jak zwykle na dworach bywa wielkich, różne o nas chodziły głosy, jedni to dziecię za prawego potomka, drudzy zwłaszcza że poumierali stary książe i syn w rychle, za nieprawy płód mieli. A i dwór królowej Bony na języki ludzkie więcej niż inne miejsce był wystawiony, bo królowej nie cierpiąc, rozwięzłość jej obyczajów i rozwalnianie ich zarzucano, łacno było ludziom wmówić, że księżna pani winna, że nigdy zamężną nie była, a wszystko co się jej tyczyło baśnią tylko.
Byli i tacy co króla Jegomości, dla wielkiej piękności księżnej i podobieństwa jej z Barbarą, posądzali. Ale my wiemy jaki to fałsz. Królowa Bona może lękając się, aby po śmierci Barbary, (którą Boże odpuść, wcześnie przewidziała), Zygmunt nasz pan do księżniczki nie obrócił się, kazała jej odjechać.
Zabraliśmy się tedy na Ruś, ku Wołyniowi, kędy dobra jej były, z dziecięciem. Ale nie spał nasz nieprzyjaciel. Kilka razy dziecię wydrzeć nam usiłowano, kilka razy napadnieni w drodze, ledwieśmy losowi, odwadze naszych ludzi i szczęściu, całość naszą winni. Z wielkiem utrapieniem nareszcie przybyliśmy na miejsce. Ale i tu za nami szli wysłańcy, zdrajcy, cygani, truciznicy, tak że z oka dziecka spuścić na chwilę nie było można, że chwili spokojnej nie mieliśmy.
Pomimo przywiązania swego do syna, nie mogła dłużej księżna utrzymywać go przy sobie. Z największą więc tajemnicą, poruczono dziecię mnie, com już była
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.