Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

gów uniwersytetu, to jest profesorów, mieściły w sobie bogatszą lub uboższą młodzież, wedle początkowego ich ustanowienia. W wielu z nich uczniowie mieli tylko dozór i pomoc do nauki, chleba codziennego żebrząc w pewnych godzinach po mieście. A jak wszędzie więcej jest ubogich niż majętnych i tu w liczbie żaków górowali żacy — żebracy, paupry, którym jak ptakom, Pan Bóg przez ręce litościwych ludzi zsyłał strawę codzienną.
I nie myślcie, że przez to żak nabierał pokornej miny, postawy żebraczej, że się stawał bojaźliwym i płaszczącym. Przeciwnie, młodzież żebrząca owego czasu, szaleńsza była od bogatej i srożej nadzieranej rodziny możnych panów. — Pomimo że przepisy wymagały po uczniach na ulicę wychodzących stroju duchownego, jednostajnego, mało na niego jednak zdobyć się mogło i nie wielu nosiło — pomimo, że surowo zakazywano przypasywać oręż, wszyscy go jednak mniej więcej oczewiście mieli, zwłaszcza starsi, a niezbrojni w szable, nosili potężne kije, nie mniej od białej broni żydom straszne. — Większa część akademickiej młodzieży pod wąsem była, bo aż do trzydziestu i za trzydzieści lat czasem przeciągała się nauka późno zaczęta. Senjorowie w bursach, rektorowie po szkołach, nie mogli utrzymać uczniów w nakazywanej ryzie, musieli patrzeć na ich postępki przez szpary. Młodzież uzuchwalona i co chwila przywodząc w obronie stare zwyczaje, dokazywała też po młodemu. O! bo wiekowi temu wiele potrzeba na zużycie sił, jakie mu Bóg dał, a na dobre czy na złe użyć ich musi koniecznie. I biada temu, kto w sobie nie poczuł młodości.
Tradycje wieków średnich wskazywały żakowi, nie-