żakowskich sztuczek, wszystkich bójek, zaczepek ulicznych i tumultów. Żywy, przytomny, zręczny, kłamca, łakomy; podbudzał drugich do złego, a sam zdaje się myślał tylko życie całe, coby spłatać? W najniebezpieczniejsze rzucał się figle i cało z nich wychodził; nie było dowcipniejszego wynalazcy, ani zręczniejszego dokonywacza nad niego między żakami.
Żydzi lękali go się jak ognia, przekupki klęły i groziły, ile razy na oczy im się nawinął, mieszczanie ujrzawszy go włóczącego koło domu, podwajali baczność na drzwi i okna.
Urwis miał już lat około dwudziestu i wąs mu się wysypywać zaczynał. Będąc jednym z najstarszych żaków, prawem starszeństwa, wywierał nad młodszymi władzę nieograniczoną, kierował dzieciukami, zaprawiał do złego; a gdy słuchać go nie chcieli, to sam lub z towarzyszami tłukł i prześladował. Bali się wszyscy Urwisa, Urwis nikogo. — Odarty, zabrukany, w oszarpanej sukienczynie podpasanej rzemiennym paskiem, w czapce na ucho włożonej, barczysty, silnie zbudowany, ogorzały, z oczyma czarnemi, włosy ciemnemi, z kijem nieodstępnym towarzyszem w ręku, przebiegał ulice świszcząc i rzucając bystre wejrzenie w prawo i lewo na stragany, na wiechy szynkowni, na kraśne dziewczęta. —
Biło bo mu serce dziko na widok każdej kobiety; policzki czerwieniały, krew wrzała. Za uśmiech, za słówko byłby w ogień skoczył, za pocałunek dałby się był ćwiertować. Marzył o kobietach, myślał o nich tylko i ganiał tylko za niemi.
Ale jakkolwiek piękny i młody, oszarpany żaczek, odpychany był wszędzie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.