Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

nieforemnie. Jedne drzwi sklepione nizkie, obrukane rękoma, oklapane błotem, z wystającym progiem otwierały się po środku. Obok nich, między wejściem a oknem, wisiał na dwóch kijach naciągniony, zmyty deszczami blady obraz wystawujący niegdyś Łazarza, z obwiązaną głową, na gnojowisku leżącego, któremu psy nogi lizały. Nieco wyżej drewniany krucyfiks czarne wyciągał ramiona. Okuta skarbona, wpuszczona w mur, miała nad sobą dawniej nadpis, teraz zupełnie zatarty.
Wewnątrz wszystkie izby były z grubego muru nietynkowanego, nizkie i sklepione. Cegły czerwone, pokryte kopciem, przybrały barwy smutne i ponure. — Miejscami biały tynk zbrukany świecił tylko resztką dawnej farby. Sień ciemna dzieliła gospodę na dwoje.
Na prawo i lewo otwierały się mało oświecone dwie izby, z których lewa znacznie większa i porządniejsza, służyła za miejsce schadzki tak zwanemu Bractwu Miłosierdzia, to jest zgromadzeniu żebraków, spisanych na liście urzędu. W prawo było mieszkanie bab i dziadów z pod kościoła Panny Marji, wiodących rej między hałastrą.
Izba na lewo oświecona nizkiemi dwoma okny, za grubym murem mało wpuszczającemi światła, miała do koła ławy dębowe, w pośrodku stół, od drzwi piec czarny otoczony siedzeniem gliną wylepionem. W ścianie od głębi była szafa na kilka zamków zamknięta, na której trzy krzyże i litery C. M. B. zdaleka widniały.
Tu to Lagus smagając biczem Agatę, otoczoną coraz zwiększającym się tłumem żebraków, pędził, łając i popychając, aby pośpieszała.