Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Sprawy publiczne! Za temi sokołami do niczego wziąść się nie mogę. Nie mam nawet siły.
— Mamy listy z Turcji, pisane od pana starosty Orszańskiego o Moskwie, mamy papiezkie.
— Na potem, na potem, rzekł król z wysileniem.
— Róbcie co myślicie, dodał, że będzie z dobrem kraju, ja nie mam przytomności i prawdę rzec ochoty. Życie mnie zmogło.
— Gdybyś W. k. Mość chciał tylko.
— Będziecie mówić przeciw tym kobietom? ozwał się August.
— Mówiłbym żebym wiedział, że mnie W. k. Mość usłuchać zechcesz.
— E! dajcie pokój! Nie wiele tego życia, niech się już kończy jako tako. Na co go szczędzić będę. Potomka wam nie zostawię. Jagielloński ród gaśnie ze mną, jam ostatni. I westchnął. Wybierzcie sobie kogo. Marnie skisło mnie życie, odpowie za niego Bogu i Polsce, matka nasza, a po niej kardynał Commendoni. Teraz wszystko mi obojętne, aby dożyć końca.
Radziwiłł, który już niejednokrotnie słyszał podobne wyrzekania, często z ust królewskich wychodzące, spuścił głowę i rzekł:
— Wszystko jeszcze przed W. k. Mością, nie wiek to późny.
— Zdrowie sterane.
— Może się poprawić, z pomocą Bożą.
August głową wstrząsł.
— I nie chcę, rzekł, życia. Aby bez męki skończyć je. Męczę się wspomnieniami. Wy nie znacie moich nocy bezsennych, nocy okropnych marzeń, kiedy mi całe zmarnowane życie, kiedy mi wszystko wydarte