Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła za skutecznie bardzo doradzającą.
Na lewo mieszkał pleban, w dwóch izbach z alkierzykiem, na księgi i suknie za skład służącym. Stara plebania w ziemię wsiadła o oknach wązkich, ciemna, wilgotna, z sufitem, na którym krzyżowały się ciemne belki dębowe, z kominem wysokim, piecem zielonym kaflowym i podobnym przypieckiem, wcale nie była wygodnem pomieszkaniem.
Czułeś wszedłszy do pierwszej izby, że to było przytulisko doczesne człowieka, któren nie dbał jak mu jest na świecie, bo na nim nie żył, bo z niego uciekał. Szary mrok panował tu w południe nawet, a zakradające się rano i wieczorem słońce, długiemi pasy przerzynało na chwilę tylko jednostajny zmierzch, powiększony jeszcze splecionemi u okien gałęźmi wiśni, bzów i leszczyny.
Ściany były nagie prawie. Na jednej wisiał ciemny obraz Jezusa ukrzyżowanego, na drugiej Matka Boża Bolesna. Na stoliku pod oknem stał krucyfiks biały od much upstrzony, otoczony kilką książkami. — Dalej szafa za szkłem z trochą ksiąg i naczynia. Na kominie dwa niebieskie kielichy miały jeszcze w sobie resztę zesłych kwiatów wiosennych, które w nich zwiędły nie wyrzucone, pochyliły się i poczerniały.
Na drzwiach, nad oknami, białą kredą popisane były krzyże.
W drugiej izbie stało wązkie, prawdziwe mnisze łóżeczko sukienną kołdrą pokryte, z poduszką sianem wypchaną. Nad niem krzyż, palma i gromnica, medal Częstochowski, wianki Bożego Ciała, u głów stoliczek z książkami. Trochę odzienia na kołkach, trochę papierów na półkach i stolikach, niedopalona świeca w li-