Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
III.
DZIAD.

Nazajutrz bardzo rano, jeszcze na dzień się nie zajmowało, ksiądz proboszcz już wstał i pacierze odmawiał, poszedł zbudzić czeladź na przeciwko i posłał po organistę i dzwonnika.
W szkole spoczywali wszyscy Klechowie i spali jeszcze w najlepsze, gdy kołatać zaczęła do drzwi Magda, wołając:
— Wstawajcie, koguty już piały, ksiądz proboszcz się obudził, każe na pacierze dzwonić, będzie miał rano mszę, bo chce jechać do Krakowa.
Ale napróżno stukała; głębokim snem ujęci, po wieczornej wczorajszej biesiadzie, rybałci zbudzić się nie dawali, i jakby przeczuwając to najście, podparli kołkiem drzwi szkoły wewnątrz.
Od drzwi poszła Magda do okna i kołatać zaczęła znown. Głuchy dzwonnik przewrócił się na drugi bok, a organista, którego sny niespokojne trapiły, pierwszy się schwycił.