Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

które dwoje sierot (i tamten bowiem był prawie sierotą) łączyło. Miłość jest gwałtowna, niepohamowana, przyjaźń nadto chłodna, nałóg zaobojętny. — Oni się kochali, ale nie miłością znajomą nam powszechnie, nie samą tylko przyjaźnią, nie nałogiem też zimnym. Anna kochała go jak pierwszą w życiu rozrywkę pierwszą może własność, jak się kocha tego co naprzód nas postrzegł, polubił i przywiązał do nas. — On kochał ją jak piękne, cudowne zjawisko, o którego pochodzenie pytać nie śmiał, aby mu nie znikło. Pierwszego wieczora poufały prawie, następnych stał się nieśmiały, lękliwy, posłuszny skinieniu, wdzięczny za uśmiech. Więcej nie żądał.
Nie wiem jak prędko dowiedział się, że nieznajoma dziewczynka była księżniczką; ale potem już się on nie pokazał na łódce, na Bohn, nie było schadzek wieczornych. — Anna niespokojna, próżno wyglądała.
Po niejakim czasie ujrzała go w zamkn. Trwoga była od Tatar, sąsiedzi zbiegli się tu wszyscy, rad im był dowódzca: bo ręce w takim razie drogie. Ale przybyły widocznie unikał księżniczki.
Tatarowie rozsypali się w okół i plądrowali, dłużej nad zamiar pozostać musiał szlachcic na zamku. I znowu, znowu się zbliżyli, nowa prawie zawiązała znajomość, ale teraz ściślejsza, żywsza, straszniejsza na przyszłość. On, wdzięczen, że go wybrała, przysięgał jej całe życie poświęcić, ona ze łzami w oczach mówiła mu cicho:
— Opiekun żeni mię z synem swoim, z moim bratem, nie mogę być twoją.
— Tyś księżna, ty bogata — ja szlachcic — wiem że moją nie będziesz! Ale gdy pójdziesz za mąż, ja