Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

wników i szarpaczy, co po drodze spokojnych ludzi zatrzymywali i otrzymałem sprawiedliwość, a nawet doświadczywszy łaski królewskiej, znaczne upominki odniosłem. A miałem tam i na dworze królewskim przygodę. Był Hiszpan niejaki nazwiskiem Cornero, poprzyjaźnił się ze mną, bywałem ja u niego, on u mnie w gospodzie z innemi, z któremi grywaliśmy często. Raz tedy przegrał do mnie ów Hiszpan sumę nie małą, ale jej zbytecznie żałując, chciał mnie zmusić abym mu ją powrócił. Nie mógł jednak tego dokazać, postrachem odgrażał się na mnie, z czegom ja ufając sobie naigrawał się jeszcze. Jednego wieczora wracałem od przyjaciół ulicą, a ciemno było choć oczy wykol; nagle zastąpi mi drogę, przed gospodą prawie, kilku płaszczami zawiniętych ludzi, chcąc mnie zelżyć. Jam wszakże ostrożny będąc, wziął się do szpady i przyparł do muru. Owi najęci siepacze ku mnie skoczą, ja po nich wezmę się rąbać tak, że pouciekali, sam też Cornero w tej potyczce ranny, tył podać musiał i więcej mnie nie zaczepiał.
Od tej przygody jakiś czas omnia feliciter succedebant. Zamierzyłem do Portugalji jechać, gdzie sama królowa rządziła naówczas, sprawując królestwo dla młodych lat króla. Tu z nawiedzenia Pańskiego złożony byłem ciężką chorobą, aż o mojem zdrowiu lekarze jnż małą nadzieję robili, ale za wielkiem staraniem i pilnością na dworze królowej, od której nie mało dowodów łaski i serca doświadczyłem, także za staraniem kardynała Malvecego, przyszedłem do pierwszych sił, acz nie prędko jednak.
Wróciłem ztąd znowu do Hiszpanii — i w drodze trafiło mi się jechać przez Granadę, dawną Maurytań-