Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

łał na nas abyśmy za nim płynęli. Ja tedy mojego muła ku wodzie skierowałem, ale iść nie chciał, począłem go bić, stoi właśnie jak mówią — gdyby muł uparty, słudzy go kijmi poczęli okładać, ale i to nic nie pomogło. Tymczasem przewodnik z drugiego brzegu woła, abyśmy płynęli prędzej gdyż nas mogą Maurowie błąkający się napaść i o gardło przyprawić. A muł jak nie chce tak nie chce w wodę. Naówczas Celjusz, który pana udawał, probuje swego muła, czyby za tamtym i mój łatwiej nie poszedł; w wodę go wpędził ale zaraz od brzegu ponurzył się, z siodła spadł, że go całkiem widać nie było i tylko muł spłynął na wierzch, bo go woda wyniosła i patrzeliśmy jak płynął niosąc na sobie szkatułkę moją z kotkiem morskim, którego wiozłem dla ciekawości do naszych krajów.
Gdy się to dzieje, a ja wyrzekając wielce za Celjuszem stoję, nadbiega jakaś hałastra z pochodniami. Woda też ta gwałtowna, z gór idąca, potrochu była opadła, poczęli szukać sługi, ale nie znaleźli tylko muła którego prąd uniósł i wbił pod jedno drzewo u brzegu.
Zatem zebrawszy co było zostało z owej nieszczęśliwej przeprawy, udaliśmy się z tem chłopstwem do wsi, gdzie była austerja. Zaraz się tedy wieść rozniosła, że jakiś cudzoziemski pan utonął, którego słudzy tylko pozostali (bom ja, jak wiecie, postać na siebie sługi wziął). W owej wsi starszy począł na mnie intrygować odebrawszy wszystkie rzeczy i tłomoki i kosztowności i com tylko z sobą miał. Tej nocy trzymali mnie pod strażą, a nazajutrz z rana zebrawszy ludzi wszystkich, poszli szukać utonionego. Znaleźli Celjusza daleko od owego miejsca, a przy nim paczki z kosztownemi ubio-