Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
V.
U FIRLEJA.

Zastraszona groźbami brata, księżna nie wiedziała co począć z sobą i synem, gdy nadszedł w samą porę pan Czuryło. Przywiązany do rodziny, z którą jego ojciec i dziad węzłami pokrewieństwa, potem domownictwa połączeni byli. Stary szlachcic myślał tylko o tem, jakby księżnie, którą za panię swoją uważał, skutecznie dopomódz.
Wziął się więc natychmiast do śledzenia kroków, związków, stosunków przyjaźni i myśli prawie księcia Sołomereckiego. Łatwo mu było nieznajomemu niby przypadkowie ująć sobie dworzan, niczego się nie domyślających. Od nich to naprzód dowiedział się, że ich pan jest przyjacielem poufałym Zborowskich. Ta wiadomość podała mu myśl ucieczenia się o pomoc do Firleja. Poszedł z tem do księżnej; a że rodzina Sołomereckich miała dawne jakieś stosunki z Firlejami, wdowa chwyciła się podanej rady żywo i z największą wdzięcznością. Pan Czuryło nastawał na to, aby nie spuszczając się na inne pobudki, nie zapominała po-