Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

celu zgromadzenia, wymieniając tylko że na niem znajdować się mieli znakomitsi przytomni w Krakowie panowie bracia.
Sołomerecki rzucił go z początku obojętnie, ale dworzanin Firlejowski wymagał odpowiedzi koniecznie nalegając.
Namyślał się książe. Nadzieja spotkania się u kasztelana ze znajomymi, którzy pieniądzmi wesprzeć mogli, skłoniła go udać się. Jeden dzień opóźnienia, rzekł w duchu, nagrodzę pośpiechem w podróży.
Dał więc odpowiedź że się stawi i będzie. Rozstawieni ludzie mieli go przez cały ten dzień nie spuszczać z oka.
Rozpisane listy na wszystkie strony posłane zostały, pp. Zborowskim nawet (jako przyjaciołom Sołomereckiego). A Łaskiemu, ks. Uchańskiemu, biskupowi Karnkowskiemu, kilku kanonikom krakowskim i innym pp. senatorom i szlachcie.
Gubiono się w domysłach nad celem tego zjazdu, przypisując mu znaczenie całkiem polityczne. Ciekawość, to uczucie tak silnie nawet najpoważniejszemi, najsurowszemi władające ludźmi, skłoniła wszystkich do stawienia się u kasztelana. Nawet panowie Zborowscy, otwarci nieprzyjaciele jego, nie odmówili swego przybycia, sądząc, że ważne publiczne sprawy traktować się miały, a niechcąc by co bez nich postanowiono. Wieści o słabości króla, wcześnie gotująca się już nowego elekcja, intrygi dworu francuskiego i kardynała Commendoniego, nie czekające śmierci Augusta, dawały temu zjazdowi wszelkie podobieństwo do politycznej narady.
Tymczasem księżna, która także kazała śledzić