Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

kroki swego nieprzyjaciela, dowiedziała się z radością że wstrzymał swój wyjazd. Czuryło odłożył podróż na dni kilka, dwóch tylko jeden za drugim do Sapiehy wyprawując gońców z poleceniem młodemu księciu, aby się za odebraniem ich co najrychlej ukryć pospieszył.
Szczęśliwe wynalezienie papierów udowadniających małżeństwo niezbicie, nie mogło wszakże zupełnie uspokoić księżnę Annę o przyszłość syna. Stryj uznawszy go, będąc do tego oczewistością niezbitych dowodów przymuszony, mógł jednakże prześladować i czyhać nań później jeszcze. Położenie jego majątkowe, grożący mu niedostatek, rozprószone resztki fortuny, przywodząc do rozpaczy, naturalnie wzbudzać musiały myśl pozbycia się Stanisława i tak już oddawna w nim wzrastającą.
Czuła to księżna, a bardziej jeszcze oba Czuryłowie, zwłaszcza młodszy, który wylawszy się cały na usługi Annie, coraz bardziej gruntował się w zamiarze pozbycia księcia jakimkolwiek sposobem. Życie człowieka zdawało mu się małą ofiarą w miarę spokojności, którą księżnie i synowi jej zapewnić miało.
Nazajutrz około południa poczty panów polskich, kolasy biskupów, rydwany, konni, dworscy, paziowie, słudzy zajęli dziedziniec Firlejewskiego domu. Co chwila przybywali nowi, niektórzy nawet nie zaproszeni, ale ciekawi i pod różnemi pozory, chcący uczestniczyć w tem, jak się im zdawało, zgromadzeniu celem narady o rzeczy publicznej. Firlej uśmiechał się po cichu z omyłki wszystkich.
Wielkie sale napełniały się dygnitarzami, senatory, duchowieństwem, szlachtą.