Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

podstęp bratowej!
Nadbiegł Pieniążek z Łęczycaninem, ale tych wstrzymywali we drzwiach z dobytemi szablami stojący dworzanie książęcy. Tymczasem osłabiony szlachcic, usiłując co prędzej skończyć, ostatka dobywając sił, ciął raz po razu księcia, który szybkości uderzeń nie mogąc się zasłonić, przechylił się nareszcie i upadł pośliznąwszy na wznak.
Czuryło przeciął mu głowę i prawie w tej samej chwili pochylił się sam, oparł o ścianę i mdlejącym głosem zawołał:
— Ratujcie!
Usłyszawszy padającego, dworzanie posunęli się w korytarz, za niemi Pieniążek i Łęczycanin, który wołał:
— O! o! nawarzyliśmy pięknego piwa!
Widząc pana we krwi broczącego, rozjuszeni ludzie nastąpili z szablami na omdlałego zabójcę i byli by go rozsiekali w sztuki, gdyby nie oparli się im dwaj pomocnicy. Pieniążek walczył, gdy Łęczycanin usiłował na ramiona Czuryłę wziąść.
Ale byliby temu nie dali rady, gdyby nie przybycie starego ojca, który dowiedziawszy się o wyjściu syna, niespokojny, przeczuwając z jego mowy zasadzkę, pospieszył na miejsce.
Okropny widok zabitego księcia i wpół żywego, bo ledwie znaki życia dającego Czuryły, obłąkał starca. Rzucił się na oślep, siekąc pana Pieniążka i Łęczycanina, wziąwszy ich za nieprzyjaciół.
Ledwie go pohamowano przecie i opierając się sługom księcia, uniesiono trupa z domu. W płaszczu pana Pieniążka wyciągnięty, z zamkniętemi oczyma, zbroczony krwią obrońca księżnej zdawał się dogorywać.