Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

z wdzięcznością porzucił ich dwór, udając się na Ruś, zkąd później wyjechał wedle zwyczaju za granicę, dla spędzenia młodości na dworach cudzoziemskich, na gonitwach, turniejach i dobrowolnych wyprawach wojennych.
Los jego przyszły nam nie wiadomy.
W rok po opisanych wypadkach, księżna Anna z podziwieniem powszechnem oblekła suknię zakonną; nikt nie mógł pojąć powodu tego poświęcenia, lecz szeptano po cichu, że ofiarowała rękę swoją obrońcy i przyjacielowi młodości, a ten ją z szlachetną bezinteresownością, jako nagrodę, której godzien nie był, odrzucił.
Co się później stało z nim? nie wiemy także. Pochowawszy ojca, puścił się w świat; służył zapewne ochotnikiem za granicą, gdyż w kraju nie słyszano już o nim.
Pani Marcinowa z panią Janową siedziały długo: jedna w zielonym swoim straganie, druga w budce nie malowanej, na Rynku Krakowskim. Marcinowa wydała córkę za bogatego mieszkańca i kupca, a nareszcie podstarzawszy przeniosła się do córki, pomagając jej tylko w zarządzie domowym. Pani Janowa uzbierawszy pieniędzy, kupiła kamienicę i doczekała słodkiej zemsty urągania swoim prześladowcom, przepychem ciężko wprzód zapracowanym.
Pudłowski, Senjor, całe życie robił skrzydła i nigdy dokończyć ich nie mógł; zawsze były albo za małe dla podniesienia człowieka, albo za wielkie do podźwignienia przez niego.
Hahngold zniknął wkrótce z Krakowa, zostawując po sobie pamięć na długo u żaków, których oszukał w ostatnich wypłatach daniny pobieranej na ich korzyść u żydów.