Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— A któż go ukarze?
— Zostawcie to królowi i Bogu, dla mnie dość uczynicie gdy mnie, a raczej tylko dziecko moje zagrożone ochronicie od niego.
— Chodźmy ojcze, rzekł młodszy, nam potrzeba dojść zkąd książę wie, chodźmy. Chwili nie mamy do stracenia.
I rzucając Annę poruszoną zjawieniem dawno opłakanego człowieka, groźbami księcia, wieścią wydobytą nareszcie od pana Czuryły; ojciec i syn poszli szybko w miasto umawiając się, jakim sposobem dalej poczynać sobie mieli.
Stary głowę łamał, jak znaleść swych wspólników, o których prócz jednego naczelnego, nie wiedział; pewny zaś był, że nie on wydał tajemnicę.
Ponieważ przez nikogo o reszcie dowiedzieć się nie mógł, tylko przez Krzysztofa Pieniążka, pospieszył więc do niego.
Powiedzmy tymczasem, kto był pan Krzysztof Pieniążek. Chociaż z rodziny dawniej mieszczańskiej, dochrapał się ojciec jego szlachectwa, które zresztą wielu mieszczan krakowskich otrzymało (i dlatego to w Paprockim tyle kart wydartych gdzie spis Rajców Krakowa), przylepił do starych Odrowążów, kupił wioskę w okolicy i rzuciwszy handel, począł żyć wystawnie, bratać z wyższemi od siebie; i jak to zawsze bywa, opłacać trzeba było poufałość szlachty wielkiemi ofiary. Jedni brali pieniądze, drudzy kazali się za to karmić i poić, a pan Pieniążek zebrany uczciwą pracą ojca i dziada majątek, puścił przez ręce mniemanych przyjaciół. Drogo opłaciwszy stosunki, drożej mu jeszcze przyszło okupić ożenienie z wdową pięknego imienia