Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.
GRONOVIUS I DURAN.

Gdy Czuryłowie wchodzili do kamieniczki pana Pieniążka, w tym samym prawie czasie zatoczył się powóz Sołomereckiego przed wrota, zastanowił, i chmurny książe, osłaniając płaszczem, wszedł w ciasny dziedzińczyk. Widocznie szukał kogoś, obejrzał się do koła, parsknął ze wzgardą i wszedł na wschody wiodące do mieszkania pana Krzysztofa. Opowiadanie Łęczycanina miało się ku końcowi, gdy Sołomerecki zbliżał się ku drzwiom. Tu spotkał chłopaka, odarte dziecię posługujące Pieniążkowi.
— Gdzie tu mieszka, spytał, Gronovius?
— Grenobisz? Tu nie ma żadnego Grenobisza.
— Stary, łysy, siwy, cudzoziemiec, doktor.
— Na tyle mieszka doktor, ale nie Grenobisz, ten się jeszcze gorzej nazywa, bo Duran.
— A! Duranus! Gdzie? na tyłach? Prowadź mnie do niego.
— Ja! nie mam czasu, skrobiąc się sparłszy na poręczu wschodów, rzekł Jacuś.