Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.
ANZELM

— Na zewnątrz mnie istniejąca byłaby martwym zegarem, gdybym ja jej w ruch nie wprawił. Potęga moja była zewnętrzną i wewnętrzną, — była mocą stanowienia o życiu i niebycie. Jednem spojrzeniem i jednem skinieniem zadawałem śmierć, lub wypuszczałem na wolność. Rozważmy. Zbójca wymierza cios i wyrywa ostatnie tchnienie — sam, pod wpływem żądzy lub szału. Żołnierz nastawia karabin, artylerzysta rychtuje działo — sam, z rozkazu. Jedynowładca wydaje wyrok — sam, lecz nie wiedząc, co czyni, martwą swą władzą. Ja tylko jeden, świadomy sędzia, świadek i despota, panujący nad niezliczonemi rotami, czyniłem mój sąd, dawałem świadectwo istocie rzeczy i ferowałem dekret, wiedząc, co czynię, świadomie, bez przymusu, celnie i trafnie, mądrze i obojętnie. Słuchały mię sztaby prokuratorów, urzędów śledczych, sędziów, wydających wyrok gorącem prawem, generałów, oficerów, żołnierzy. Słuchał mię najniewątpliwszy sługa wielkiego panowania — mistrz.

BOŻYSZCZE

— Zbyt złośliwie malujesz wizerunek świata.

ANZELM

— Tak. Wizerunek mój nie upiększa tego świata. Pamiętam, gdy pierwszy raz... Stawiony oko w oko z towarzyszem tych samych trudów rewolucyi, ujrzałem jego bolesny a radosny zarazem błysk oka, — uścisk bratniej miłości, sekretne hasło towarzysza dla towarzysza na dnie otchłani, zazębienie koła idei, szukające swojego trybu w kole idei — pod progiem kostnicy. Pamiętam, jak w owej chwili spo-