Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.



SPRAWA PIERWSZA.
(Cela więzienna. W głębi okno zakratowane, zabielone wapnem, z wyjątkiem dwu szyb górnych. Drzwi z „judaszem“. Dwa łóżka przy ścianach, stolik i dwa krzesła. Na podłodze znać wydeptany w deskach szlak przekątny, którędy więźniowie machinalnie chodzą, biegają i błądzą z wolnego od sprzętów kąta pod oknem w wolny kąt przy piecu. Czarowic siedzi przy stole z głową opartą na rękach, Zagozda chodzi po izbie. Obadwaj w kajdanach)
ZAGOZDA (śpiewa samemu sobie)

— Akatuj!
Ogarną me czoło twoje mury bezmierne, więzienie dalekie.
Znowu oczy utopię w mongolskiem pustkowiu.
Znowu śmiech wasz zobaczę, o stogi wystygłych wulkanów dookoła katorżnej fortecy.
Znów mię ciągnąć wciąż będziesz ku sobie, mongolska granico.
Znów od stacyi ostatniej pójdę, dzwoniąc żelazem, wpośród tłumu zbrodniarzy wiorst dwieście pięćdziesiąt.
Płonąć będą golenie i stopy od żelaza i kurzu przeżarte. Jak wtedy. Wiem, pustynio, ja wiem wszystko.
Będą tego łomotać kolbami sołdaci, kto z trudu na drodze upadnie. Znowu me wstawiennictwo bez celu, bez skutku.