Ta strona została uwierzytelniona.
Szedłbym drogami niemieckich wytępień i siałbym święte żyto ofiary. Stworzyłbym nowy polski gwar zbudzonych miast. Wyważyłbym skarby niekopane z przebogatej ziemi. Sprzedawałbym towar tu wypracowany ludowi na rynkach. Przeorałbym martwe grunta pługiem nowotnym. Tchnąłbym męską miłość współbraci w rozszarpane dzielnice. Poczuliby w żyłach tę nową potęgę, której, mając w sobie, nie mają. Opasałbym kraj wytężonemi ramionami młodych synów Polski nowej.
Puśćcie mię, kraty! Puśćcie mię!
ANZELM
(wszedł tajemnie do celi. Stoi przy drzwiach. Słucha pilnie)
— Towarzyszu Lechu!
CZAROWIC
— Czy ja śpię? Kto to?
ANZELM
— To ja, Anzelm.
CZAROWIC
— Jakeś tu wszedł?
ANZELM
— Puścił mię żandarm.
CZAROWIC
— Gdzie teraz jesteś?
ANZELM
— Tu obok ciebie siedzę w celi.